Wow, na prawdę dziękuję za te komentarze pod ostatnim postem. Na prawdę chcecie, żebym robiła dalej to co robiłam przez ostatnie...cztery miesiące. Postaram się. Rozdział powinien pojawić się w poniedziałek. Jeżeli we wtorek wieczorem go nie będzie, możecie uznać, że blog jest zawieszony do odwołania. Spróbuję. Dla was, i dla chłopaków <3
czwartek, 26 marca 2015
środa, 25 marca 2015
Kilka ważnych informacji.
Pewnie już wiecie, że Zayn odszedł z zespołu.... Do mnie to nadal nie dociera. Nie płaczę, ale w głębi duszy czuję taką... pustkę. Nie wiem, czy w takim stanie dałabym radę pisać FanFictions. Miałam w planach całą serię, a teraz.. Wszystko zależy od was. Chcecie, żebym skończyła serię, tak jak gdyby "nigdy nic". Napiszcie w komentarzach.
Fizycznie, czuję się ekstra, ale moje zdrowie psychiczne zostało rozerwane na strzępy. Wszystko się sypie.
Jednak, jeżeli chcecie, ja mogę spróbować pisać dla was. No to chyba tyle. Kocham was <3
Fizycznie, czuję się ekstra, ale moje zdrowie psychiczne zostało rozerwane na strzępy. Wszystko się sypie.
Jednak, jeżeli chcecie, ja mogę spróbować pisać dla was. No to chyba tyle. Kocham was <3
poniedziałek, 23 marca 2015
Rozdział 34
*Przeczytaj notkę pod rozdziałem*
Imprezy w takim składzie jak nasz nigdy nie kończą się dobrze. Do tego mój "mały sukces" dał nam powód do wlewania w siebie odrobiny więcej alkoholu niż zwykle, oczywiście jeżeli jest to wogóle możliwe.
Odważniejsze tańce nie były moją codziennością na imprezach. Z wiadomych przyczyn. Jednak tym razem jakoś zapomniałam o całej tej sytuacji, wyluzowałam i bawiłam się najlepiej jak umiałam.
Po kolejnej kolejce drinków, Louis wyciągnął mnie na parkiet. Ludzie za pewnie mieli z nas ubaw.
Na początku tańczyliśmy powiedzmy normalnie, jednak gdy muzyka zmieniła się na wolniejszy kawałek zmieniliśmy trochę ruchy.
Chłopak obejmował mnie od tyłu. I tak delikatnie się kołysaliśmy. Gdy poczułam jego dotyk na brzuchu, po moim ciele przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy próbując odgonić złe wspomnienia.
Na początku mi się udawało. Obrazy sprzed prawie pięciu lat zanikały.
Jednak wszystko wróciło, gdy zaczął delikatnie całować moją szyję.
Gwałtownie się odsunęłam. Dobrze wiedziałam, co mogłoby się stać gdybym na to pozwoliła, a ja nie chciałam na razie takich sytuacji.
Nie odzywając się wróciliśmy do reszty. Pozostałą część imprezy przesiedziałam. Głównie ze względu na to, że nie byłabym w stanie tańczyć.
Około drugiej wróciliśmy do domu. Ledwo trzymałam się na nogach i idąc po schodach prawie się przewróciłam wywołując śmiech u pozostałych. Gdyby nie to, że złapałam się barierki już bym leżała na dole.
- Uważaj jak chodzisz. Prawie się wyjebałaś na tych twoich patyczkach, które nazywasz nogami.- powiedział Zayn
Serio? Chciało mu się wymyślać, aż takie komentarze?
- Ty lepiej pilnuj swojej blond wiedźmy, Malik.- odpowiedziałam
- Ranisz, Jade.- Perrie spojrzała na mnie
Znowu się śmiali. Ja pierdolę, co za ludzie. Poszłam do swojego pokoju i przebrałam się. Gdy wyszłam z łazienki na MOIM łóżku smacznie spał Louis.
A ten co tu się kurwa przypałętał. Ech, weź tu zrozum facetów. Nie mając co zrobić z tym fantem, położyłam się obok i zaraz odleciałam.
Kilka godzin później obudził mnie chyba najgorszy kac w moim krótkim życiu. Myślałam, że mi łeb eksploduje i będą musieli go zeskrobać ze ścian.
Wstając rzuciłam poduszką w śpiącego obok chłopaka. Ogarnęłam się trochę w łazience, żeby wyglądać chociaż trochę jak człowiek.
- Musiałaś rzucać tak mocno?- usłyszałam na powitanie
- Dzień Dobry. Tak musiałam.- uśmiechnęłam się
- Ygh- jęknął- A powiesz mi dlaczego wczoraj tak dziwnie zareagowałaś
Spodziewałam się, że o to zapyta. Cholera. Nie wiem czy dam radę. Położyłam się spowrotem obok niego na łóżku.
- To trochę skomplikowane, ale jeżeli chcesz...- zaczęłam swoją wypowiedź
- No weź, spróbuj.- nalegał jeden
Chcieli mnie namówić, do spróbowania alkoholu. Jednak sama moja obecność tutaj nie podobała się nikomu. Miałam tylko 15 lat, a już się szlajałam po klubach. Mimo, że od śmierci Daniela minęły tylko trzy miesiące, a ja dopiero wczoraj po raz pierwszy wyszłam do ludzi. W dodatku teraz przesiadywałam z niebezpiecznymi kumplami starszego brata mojego chłopaka. Chociaż był tutaj też Jax.
- Odpierdolcie się od Jade.- usłyszałam głos Jaydena- Chcesz soku?
- Jabłkowego.- uśmiechnęłam się lekko
Znów zostałam sama z tymi oblechami. Chrystusie dlaczego się zgodziłam.
- Myślisz, że będziesz tutaj na specjalnych warunkach, bo jesteś tylko głupią nastolatką?- zapytał najlepszy kumpel Jaydena, Antonio.
W duchu mnie to zabolało. W koncikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy.
Nagle obok pojawił się mój dzisiejszy opiekun.
- Jeszcze raz się tak do niej odezwiesz urwę ci jaja. Rozumiesz?- warknął
Wszyscy w okolicy się go bali.
- Idź do łazienki, ogarnij się.- wytarł mi łzy z policzków
Kiwnęłam głową i udałam się w stronę łazienki. Załatwiłam potrzebę i zajęłam się makijażem.
Gdy wyglądałam już na tyle normalnie, żeby pokazać się chłopakom wyszłam.
Nie było mnie zaledwie pięć minut, a już widziałam Jaydena z jakąś laską.
Poczułam ukłucie w sercu. W jednej chwili zarywał do mnie, a w drugiej....
Odchrząknęłam. Odwrócił się w moją stronę.
- O, jesteś.
- Tak, jestem, ale chcę już wyjść.- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia
- Ej, ej ej. Zaczekaj mała. Nigdzie nie idziesz. Zostajesz ze mną.- złapał mnie za ramię
- Nie rozumiesz, że chcę do domu?- spojrzałam na niego
- A ty nie rozumiesz, że zostajesz.- podniósł głos
- Jayden do cholery... Zawieź mnie do domu a potem rób co chcesz.-
- Teraz to przegięłaś mała, chodź.- pociągnął mnie w głąb klubu
Nie wiedziałam co zamierzał zrobić, ale nie podobało mi się to. Wyszliśmy tylnim wyjściem.
- Myślałaś, że możesz mi pyskować?! Bo co bo jesteś ze mną to ci wszystko wolno?!- krzyknął
Nagle poczułam ból w policzku. Uderzył mnie... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Spuściłam wzrok
- Patrz na mnie, mała dziwko !- pociągnął mnie za włosy
Wiedziałam, że był zdolny do wszystkiego, gdy był pijany.
- Myślisz, że nie wiedziałem o tym, że spiskowałaś z tym wymoczkiem, Danny'm?
Zaczęłam się cofać.
- Zobaczyłaś mnie z Melanie, i zrobiło ci się przykro, co? Więc może dostaniesz to, czego ona chciała.- jego złowieszczy uśmiech mnie przerażał
Zbliżył się do mnie. Ja nadal płakałam.
- Jesteś nic nie wartą suką.- szepnął mi na ucho i kopnął w brzuch
Upadłam. Uderzył mnie kilka razy, tak że byłam cała obolała.
-Zabawimy się trochę.- powiedział
Nie byłam już w stanie się bronić. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na to co się dzieje. Rozerwał moją sukienkę i po prostu to zrobił. Zgwałcił mnie na tyłach tego klubu nocnego.
Potem zaczął znów mnie bić, aż straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu po podobno pięciu dniach. Zamknęłam się w sobie na prawie dwa lata.
Imprezy w takim składzie jak nasz nigdy nie kończą się dobrze. Do tego mój "mały sukces" dał nam powód do wlewania w siebie odrobiny więcej alkoholu niż zwykle, oczywiście jeżeli jest to wogóle możliwe.
Odważniejsze tańce nie były moją codziennością na imprezach. Z wiadomych przyczyn. Jednak tym razem jakoś zapomniałam o całej tej sytuacji, wyluzowałam i bawiłam się najlepiej jak umiałam.
Po kolejnej kolejce drinków, Louis wyciągnął mnie na parkiet. Ludzie za pewnie mieli z nas ubaw.
Na początku tańczyliśmy powiedzmy normalnie, jednak gdy muzyka zmieniła się na wolniejszy kawałek zmieniliśmy trochę ruchy.
Chłopak obejmował mnie od tyłu. I tak delikatnie się kołysaliśmy. Gdy poczułam jego dotyk na brzuchu, po moim ciele przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy próbując odgonić złe wspomnienia.
Na początku mi się udawało. Obrazy sprzed prawie pięciu lat zanikały.
Jednak wszystko wróciło, gdy zaczął delikatnie całować moją szyję.
Gwałtownie się odsunęłam. Dobrze wiedziałam, co mogłoby się stać gdybym na to pozwoliła, a ja nie chciałam na razie takich sytuacji.
Nie odzywając się wróciliśmy do reszty. Pozostałą część imprezy przesiedziałam. Głównie ze względu na to, że nie byłabym w stanie tańczyć.
Około drugiej wróciliśmy do domu. Ledwo trzymałam się na nogach i idąc po schodach prawie się przewróciłam wywołując śmiech u pozostałych. Gdyby nie to, że złapałam się barierki już bym leżała na dole.
- Uważaj jak chodzisz. Prawie się wyjebałaś na tych twoich patyczkach, które nazywasz nogami.- powiedział Zayn
Serio? Chciało mu się wymyślać, aż takie komentarze?
- Ty lepiej pilnuj swojej blond wiedźmy, Malik.- odpowiedziałam
- Ranisz, Jade.- Perrie spojrzała na mnie
Znowu się śmiali. Ja pierdolę, co za ludzie. Poszłam do swojego pokoju i przebrałam się. Gdy wyszłam z łazienki na MOIM łóżku smacznie spał Louis.
A ten co tu się kurwa przypałętał. Ech, weź tu zrozum facetów. Nie mając co zrobić z tym fantem, położyłam się obok i zaraz odleciałam.
Kilka godzin później obudził mnie chyba najgorszy kac w moim krótkim życiu. Myślałam, że mi łeb eksploduje i będą musieli go zeskrobać ze ścian.
Wstając rzuciłam poduszką w śpiącego obok chłopaka. Ogarnęłam się trochę w łazience, żeby wyglądać chociaż trochę jak człowiek.
- Musiałaś rzucać tak mocno?- usłyszałam na powitanie
- Dzień Dobry. Tak musiałam.- uśmiechnęłam się
- Ygh- jęknął- A powiesz mi dlaczego wczoraj tak dziwnie zareagowałaś
Spodziewałam się, że o to zapyta. Cholera. Nie wiem czy dam radę. Położyłam się spowrotem obok niego na łóżku.
- To trochę skomplikowane, ale jeżeli chcesz...- zaczęłam swoją wypowiedź
* Retrospekcja *
Siedziałam przy stoliku z kolegami Jaydena. - No weź, spróbuj.- nalegał jeden
Chcieli mnie namówić, do spróbowania alkoholu. Jednak sama moja obecność tutaj nie podobała się nikomu. Miałam tylko 15 lat, a już się szlajałam po klubach. Mimo, że od śmierci Daniela minęły tylko trzy miesiące, a ja dopiero wczoraj po raz pierwszy wyszłam do ludzi. W dodatku teraz przesiadywałam z niebezpiecznymi kumplami starszego brata mojego chłopaka. Chociaż był tutaj też Jax.
- Odpierdolcie się od Jade.- usłyszałam głos Jaydena- Chcesz soku?
- Jabłkowego.- uśmiechnęłam się lekko
Znów zostałam sama z tymi oblechami. Chrystusie dlaczego się zgodziłam.
- Myślisz, że będziesz tutaj na specjalnych warunkach, bo jesteś tylko głupią nastolatką?- zapytał najlepszy kumpel Jaydena, Antonio.
W duchu mnie to zabolało. W koncikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy.
Nagle obok pojawił się mój dzisiejszy opiekun.
- Jeszcze raz się tak do niej odezwiesz urwę ci jaja. Rozumiesz?- warknął
Wszyscy w okolicy się go bali.
- Idź do łazienki, ogarnij się.- wytarł mi łzy z policzków
Kiwnęłam głową i udałam się w stronę łazienki. Załatwiłam potrzebę i zajęłam się makijażem.
Gdy wyglądałam już na tyle normalnie, żeby pokazać się chłopakom wyszłam.
Nie było mnie zaledwie pięć minut, a już widziałam Jaydena z jakąś laską.
Poczułam ukłucie w sercu. W jednej chwili zarywał do mnie, a w drugiej....
Odchrząknęłam. Odwrócił się w moją stronę.
- O, jesteś.
- Tak, jestem, ale chcę już wyjść.- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia
- Ej, ej ej. Zaczekaj mała. Nigdzie nie idziesz. Zostajesz ze mną.- złapał mnie za ramię
- Nie rozumiesz, że chcę do domu?- spojrzałam na niego
- A ty nie rozumiesz, że zostajesz.- podniósł głos
- Jayden do cholery... Zawieź mnie do domu a potem rób co chcesz.-
- Teraz to przegięłaś mała, chodź.- pociągnął mnie w głąb klubu
Nie wiedziałam co zamierzał zrobić, ale nie podobało mi się to. Wyszliśmy tylnim wyjściem.
- Myślałaś, że możesz mi pyskować?! Bo co bo jesteś ze mną to ci wszystko wolno?!- krzyknął
Nagle poczułam ból w policzku. Uderzył mnie... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Spuściłam wzrok
- Patrz na mnie, mała dziwko !- pociągnął mnie za włosy
Wiedziałam, że był zdolny do wszystkiego, gdy był pijany.
- Myślisz, że nie wiedziałem o tym, że spiskowałaś z tym wymoczkiem, Danny'm?
Zaczęłam się cofać.
- Zobaczyłaś mnie z Melanie, i zrobiło ci się przykro, co? Więc może dostaniesz to, czego ona chciała.- jego złowieszczy uśmiech mnie przerażał
Zbliżył się do mnie. Ja nadal płakałam.
- Jesteś nic nie wartą suką.- szepnął mi na ucho i kopnął w brzuch
Upadłam. Uderzył mnie kilka razy, tak że byłam cała obolała.
-Zabawimy się trochę.- powiedział
Nie byłam już w stanie się bronić. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na to co się dzieje. Rozerwał moją sukienkę i po prostu to zrobił. Zgwałcił mnie na tyłach tego klubu nocnego.
Potem zaczął znów mnie bić, aż straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu po podobno pięciu dniach. Zamknęłam się w sobie na prawie dwa lata.
*
Zakończyłam dość smutną historię. Te wydarzenia były dla mnie taką "szkołą życia". Po tym wszystkim dopiero po czterech latach zaufałam komuś.
- Kawał skurwysyna z niego.- skomentował Louis
- A teraz siedzi za kratkami.- powiedziałam - Chociaż ja wiem dlaczego taki był
- Jeszcze masz dla niego wytłumaczenie. Jade, to jest po prostu chory człowiek.
- To wszystko przez to, że gdy był mały, ojciec bił jego i matkę. Jego ojciec codziennie przychodził pijany do domu i znęcał się nad rodziną. To się zmieniło dopiero, gdy na świat przyszedł Danny. Między innymi dlatego często się kłócili. Drugim powodem było to, że Daniel odkrył, że Jayden sprzedaje w naszej szkole narkotyki, ale to taki szczegół.-wyjaśniłam
- Chcę tylko, żebyś była bezpieczna.- objął mnie
- Przy tobie jestem.
Rozdział po dość długim tygodniu. Cały czas siedziałam w domu, ale nie miałam siły nawet wstać z łóżka a co dopiero pisać. Jak widzicie jest długi, jak na moje oko. Możecie się zacząć przyzwyczajać, bo teraz rozdziały będą mam nadzieję lepsze, mimo, że będą raz w tygodniu i tym dniem zostanie poniedziałek. Rozdziału na Unconditionally < http://unconditionally-liampayneff.blogspot.com/ > nie będzie dopóki nie pojawi się komentarz :) Dziękuję wam za te wyświetlenia i komentarze. Dzięki temu wiem, że ktoś docenia to co robię :) Do następnego miśki <3
sobota, 14 marca 2015
Rozdział 33
Powrót do szkoły po dość długiej przerwie nie był łatwy. Ciężko było się przyzwyczaić do wstawania o 6:00. Jednak jak mus to mus. Chyba jedyną rzeczą, którą lubiłam w szkole, to treningi. W poniedziałki siatkówka i w czwartki nożna.
Dzisiaj akurat mam siatkówkę. Odbijałyśmy piłki, gdy zawołał mnie trener. Stał niedaleko z jakimś mężczyzną.
- Tak?- podeszłam
- To jest właśnie Jade Anderson. Jedna z najlepszych w drużynie.- powiedział mój trener
- Miło mi cię poznać. Obserwowałem twoją grę na ostatnich zawodach i mam dla ciebie propozycję.-
- Jaką?- zapytałam
- Jestem trenerem reprezentacji naszego kraju w piłce siatkowej kobiet i chciałbym cię zaprosić na specjalny trening.- odpowiedział
Moment... miałabym przyjść na trening reprezentacji w siatkówce? Przecież tam grają same najlepsze w całym kraju.
- Wow... nie spodziewałam się. Kiedy miałabym przyjść?- byłam lekko zdezorientowana
- W piątek o 18:30.
- Dobrze, będę.
No i jak zawsze musiała się pojawić Phoebe.
- Proszę pana. A widział pan jak ja grałam?- zapytała
Boże...
- Byłaś bardzo dobra. Ja muszę już iść. Do zobaczenia Jade.- mężczyzna pożegnał się i wyszedł
Widziałam po minie Phoebe, że była zazdrosna.
- Dobra dziewczyny, na dzisiaj wystarczy.- powiedział trener
Poszłam się przebrać. Wyjęłam z torby ubrania i przebrałam się. Narzuciłam na to kurtkę.
- No to do jutra.- pożegnałam się z resztą
Dzisiaj niestety byłam zdana na siebie. Chłopaki mieli jakiś wywiad czy coś takiego. Muszę zainwestować w swój własny samochód. Cóż za ironia. Mam prawko, ale nie mam samochodu.
Na szczęście nie było na tyle daleko. Już dziesięć minut później byłam w domu.
- Cześć.- powiedziałam
- Hej. Co ty taka jakaś nadmiernie szczęśliwa?- zapytała Hay
- Zostałam zaproszona na trening z reprezentacją w piłce siatkowej.- odpowiedziałam
Blondynka odpowiedziała mi tylko głośnym piskiem.
- Będziesz grać z najlepszą drużyną w naszym kraju. Jejku, ale ci zazdroszczę.- powiedziała po chwili
- Nie tylko ty. Phoebe była aż czerwona.- zaśmiałam się
- Co się tu dzieje? Słyszałam krzyki.- na dole pojawiła się Perrie
Spojrzałyśmy z Haylee na siebie.
- Ach, nic. W piątek idę na trening z oficjalną reprezentacją w siatkówce kobiet.- odpowiedziałam
Usiadłyśmy w kuchni. Postanowiłyśmy zrobić jakąś kolację. Nagle usłyszałyśmy hałas.
- Oho. Wrócili.- powiedziała Hay na co się zaśmiałyśmy
- Witamy miłe panie.- przywitali się
Luis podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Jak trening?- zapytał
- Super. Odwiedził nas trener reprezentacji i zaprosił mnie do nich na trening.- odpowiedziałam
- Aż tryskasz entuzjazmem.
- Taa. Jak wracałam to z tej radości mało pod samochód nie wpadłam.
- Och, musisz uważać.-objął mnie ramieniem
- Jasne...Idę się wykąpać i spać, bo strasznie jestem zmęczona.- ziewnęłam
Dzisiaj akurat mam siatkówkę. Odbijałyśmy piłki, gdy zawołał mnie trener. Stał niedaleko z jakimś mężczyzną.
- Tak?- podeszłam
- To jest właśnie Jade Anderson. Jedna z najlepszych w drużynie.- powiedział mój trener
- Miło mi cię poznać. Obserwowałem twoją grę na ostatnich zawodach i mam dla ciebie propozycję.-
- Jaką?- zapytałam
- Jestem trenerem reprezentacji naszego kraju w piłce siatkowej kobiet i chciałbym cię zaprosić na specjalny trening.- odpowiedział
Moment... miałabym przyjść na trening reprezentacji w siatkówce? Przecież tam grają same najlepsze w całym kraju.
- Wow... nie spodziewałam się. Kiedy miałabym przyjść?- byłam lekko zdezorientowana
- W piątek o 18:30.
- Dobrze, będę.
No i jak zawsze musiała się pojawić Phoebe.
- Proszę pana. A widział pan jak ja grałam?- zapytała
Boże...
- Byłaś bardzo dobra. Ja muszę już iść. Do zobaczenia Jade.- mężczyzna pożegnał się i wyszedł
Widziałam po minie Phoebe, że była zazdrosna.
- Dobra dziewczyny, na dzisiaj wystarczy.- powiedział trener
Poszłam się przebrać. Wyjęłam z torby ubrania i przebrałam się. Narzuciłam na to kurtkę.
- No to do jutra.- pożegnałam się z resztą
Dzisiaj niestety byłam zdana na siebie. Chłopaki mieli jakiś wywiad czy coś takiego. Muszę zainwestować w swój własny samochód. Cóż za ironia. Mam prawko, ale nie mam samochodu.
Na szczęście nie było na tyle daleko. Już dziesięć minut później byłam w domu.
- Cześć.- powiedziałam
- Hej. Co ty taka jakaś nadmiernie szczęśliwa?- zapytała Hay
- Zostałam zaproszona na trening z reprezentacją w piłce siatkowej.- odpowiedziałam
Blondynka odpowiedziała mi tylko głośnym piskiem.
- Będziesz grać z najlepszą drużyną w naszym kraju. Jejku, ale ci zazdroszczę.- powiedziała po chwili
- Nie tylko ty. Phoebe była aż czerwona.- zaśmiałam się
- Co się tu dzieje? Słyszałam krzyki.- na dole pojawiła się Perrie
Spojrzałyśmy z Haylee na siebie.
- Ach, nic. W piątek idę na trening z oficjalną reprezentacją w siatkówce kobiet.- odpowiedziałam
Usiadłyśmy w kuchni. Postanowiłyśmy zrobić jakąś kolację. Nagle usłyszałyśmy hałas.
- Oho. Wrócili.- powiedziała Hay na co się zaśmiałyśmy
- Witamy miłe panie.- przywitali się
Luis podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Jak trening?- zapytał
- Super. Odwiedził nas trener reprezentacji i zaprosił mnie do nich na trening.- odpowiedziałam
- Aż tryskasz entuzjazmem.
- Taa. Jak wracałam to z tej radości mało pod samochód nie wpadłam.
- Och, musisz uważać.-objął mnie ramieniem
- Jasne...Idę się wykąpać i spać, bo strasznie jestem zmęczona.- ziewnęłam
*
Piątek... Właśnie jadę na trening. Denerwuję się trochę. Nie chciałabym się zbłaźnić przed najlepszymi siatkarkami w kraju.
- Na pewno dasz sobie radę. Wierzę w ciebie.- Louis starał się mnie jakoś uspokoić
- Wiem i dzięki.- odetchnęłam głęboko
- Przyjadę po ciebie tylko zadzwoń.- powiedział
- Okej. Kocham cię.- pocałowałam go i wyszłam z samochodu
Jeszcze jeden głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Sala, gdzie odbywały się treningi była ogromna. Większa od największej sali gimnastycznej w naszej szkole. Udałam się do szatni.
Przed wejściem przywitał mnie trener.
- O, cieszę się, że jesteś. Zależało mi, żebyś przyszła.- uśmiechnął się
- Nie mogłam nie skorzystać. Sport od zawsze był moją pasją.
- Jesteś przebrana?- zapytał
- Tak.- odpowiedziałam
- No to chodź, poznasz resztę.- poszłam za trenerem na halę.
- Megan, pozwól tu do mnie.- powiedział
- Tak, trenerze?
- Poznaj proszę Jade Anderson. Będzie dzisiaj z wami grała.- przedstawił mnie
Wysoka blondynka posłała mi ciepły uśmiech.
- Miło mi cię poznać osobiście. Widziałam jak grasz i uważam, że jesteś na prawdę świetna.
- Widzę, że mogę zostawić cię pod pedagogicznym okiem Megan. Jakby coś to mów.- trener puścił mi oczko i poszedł
Razem z Megan poszłam poznać resztę drużyny. Muszę przyznać, że są miłe. Fajnie mi się z nimi grało i rozmawiało. Trening trwał około dwie godziny. Czas minął mi szybko.
- Dobra. To co widziałam dzisiaj ostatecznie mnie upewniło. Chciałabyś dołączyć do naszej siatkarskiej rodziny?- zapytała Megan gdy skończyłyśmy
- Ja? Na prawdę? Nie sądziłam.... Ja nawet nigdy nie wiązałam swojej przyszłości z tym sportem.- jąkałam się
- Tak. Na prawdę. Przydasz nam się. Masz w sobie potencjał. To jak? Zgadzasz się?- uśmiechnęła się
- Oczywiście.- odpowiedziałam
- Cieszę się, że będziemy razem grać.
- Ja też.
Wysłałam SMS'a do Lou, żeby przyjechał po mnie.
Nadal było m ciężko uwierzyć w to co się stało. Na prawdę nie myślałam o siatkówce jako tym co chcę robić w życiu. Przebrałam się i wyszłam. Zauważyłam znajomy samochód
- Cześć, księżniczko.
- Hej. Nie uwierzysz co się stało.
- Co? Mów.
- Przyjęli mnie do reprezentacji.- odpowiedziałam
- To super, mała. Jestem z ciebie dumny.- wyszczerzył się
- Przydałoby się to jakoś uczcić.- powiedziałam
- Impreza?- spojrzał na mnie pytająco
Pokiwałam głową. I to duża impreza...
Rozdział jest jaki jest, ale to wina tego, że najzwyczajniej w świecie się pochorowałam. Ech, nie ma to jak pech. W końcu wczoraj był piątek 13. Rozwaliłam sobie plecak i zachorowałam :) Może być lepiej? xD No, ale wystarczy. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba.
czwartek, 12 marca 2015
Rozdział 32
Święta w tym roku spędziłam w naprawdę zajebistym gronie. Mama Lou jest bardzo miła. Jego siostry traktują mnie jak jedną z nich. Zazdroszczę trochę im tego szczęścia rodzinnego. U mnie nie zawsze tak było. Kłótnie rodziców, wieczna inwigilacja. Jednak to się skończyło. Teraz jestem na prostej drodze do pełni szczęścia. Razem z moim chłopakiem oczywiście.
Jutro wracamy do Londynu, ale dzisiaj skręciliśmy konferencę na Skype z resztą brygady, dlatego teraz siedzę przed laptopem czekając aż ktoś się pojawi.
- Hej.- zobaczyłam uśmiechniętą twarz Haylee
- O, cześć. Gratuluję jesteście pierwsi.- zaśmiałam się
- Jak zawsze punktualny.- odezwał się Niall
- Jasne... gdyby nie ja to na pewno byś zapomniał.- powiedziała Hay
Pojawiło się połączenie od Zayna i Perrie.
- Siema.- przywitali się
- Brawo. 2/4 obecne- uśmiechnęłam się
- Cieszę się, że was widzę.- Haylee
- Gdzie Liam i Dan?- zapytałam
- Za dwie minuty będą. Byli na zakupach.- odpowiedziała Pezz
No i po dwóch minutach wyskoczyło mi kolejne okienko.
- Hej.- powiedzieli jednocześnie Liam i Danielle
- Jeszcze tylko Hazz i Tatiana.- powiedziałam
- No to sobie poczekamy....- Hay przewróciła oczami
Wszyscy się zaśmiali. Gadaliśmy chyba z 10 minut, aż pojawili się Harry i Tatiana.
- Nie spieszyliście się chyba....- mruknęłam
Spojrzeli na siebie.
- Tak wyszło...- Hazz podrapał się po głowie
- Dobra, nie chcę wiedzieć.- podniosłam ręce w geście obronnym
- Mniejsza o to. O której jutro się widzimy?- zapytała Haylee
- Wyrobicie się do 13:00?- zapytałam
Wszyscy przytaknęli.
- My kończymy. Musimy się spakować.- Liam spojrzał na Dan a ta pokiwała głową
- Spoko. Do jutra.- pożegnaliśmy się z nimi
- Ja też się żegnam. Ten idiota już śpi...- powiedziała Haylee
- Pa.- pomachałam jej
- Wy też idziecie?- zapytał Louis
- Jest trochę późno, a trzeba się wyspać.- ziewnęła Pezz
- No to dobranoc.- no i to tyle z naszej konferencji
Zamknęłam laptopa. Położyłam się obok Louisa. Byłam trochę zmęczona. Jednak perspektywa powrotu do szkoły trochę mnie przerażała.
Wtuliłam się w chłopaka i zasnęłam.
Jutro wracamy do Londynu, ale dzisiaj skręciliśmy konferencę na Skype z resztą brygady, dlatego teraz siedzę przed laptopem czekając aż ktoś się pojawi.
- Hej.- zobaczyłam uśmiechniętą twarz Haylee
- O, cześć. Gratuluję jesteście pierwsi.- zaśmiałam się
- Jak zawsze punktualny.- odezwał się Niall
- Jasne... gdyby nie ja to na pewno byś zapomniał.- powiedziała Hay
Pojawiło się połączenie od Zayna i Perrie.
- Siema.- przywitali się
- Brawo. 2/4 obecne- uśmiechnęłam się
- Cieszę się, że was widzę.- Haylee
- Gdzie Liam i Dan?- zapytałam
- Za dwie minuty będą. Byli na zakupach.- odpowiedziała Pezz
No i po dwóch minutach wyskoczyło mi kolejne okienko.
- Hej.- powiedzieli jednocześnie Liam i Danielle
- Jeszcze tylko Hazz i Tatiana.- powiedziałam
- No to sobie poczekamy....- Hay przewróciła oczami
Wszyscy się zaśmiali. Gadaliśmy chyba z 10 minut, aż pojawili się Harry i Tatiana.
- Nie spieszyliście się chyba....- mruknęłam
Spojrzeli na siebie.
- Tak wyszło...- Hazz podrapał się po głowie
- Dobra, nie chcę wiedzieć.- podniosłam ręce w geście obronnym
- Mniejsza o to. O której jutro się widzimy?- zapytała Haylee
- Wyrobicie się do 13:00?- zapytałam
Wszyscy przytaknęli.
- My kończymy. Musimy się spakować.- Liam spojrzał na Dan a ta pokiwała głową
- Spoko. Do jutra.- pożegnaliśmy się z nimi
- Ja też się żegnam. Ten idiota już śpi...- powiedziała Haylee
- Pa.- pomachałam jej
- Wy też idziecie?- zapytał Louis
- Jest trochę późno, a trzeba się wyspać.- ziewnęła Pezz
- No to dobranoc.- no i to tyle z naszej konferencji
Zamknęłam laptopa. Położyłam się obok Louisa. Byłam trochę zmęczona. Jednak perspektywa powrotu do szkoły trochę mnie przerażała.
Wtuliłam się w chłopaka i zasnęłam.
*
Budzik obudził mnie o 8:00. Wyjęłam z szafy ubrania i włożyłam na siebie. Zrobiłam delikatny makijaż. Włosy związałam w kucyka. Poszłam do kuchni
- Dzień Dobry.- przywitałam się z uśmiechem
- Cześć, Jade. Zjesz coś?- zapytała pani Jay
- Tak. Jestem głodna.- odpowiedziałam
Usiadłam przy stole obok Louisa, który zaraz się do mnie przytulił.
- A tobie co?- zapytałam śmiejąc się
- Ach, tak jakoś się stęskniłem.- odpowiedział
Rozbrajające.... Zjedliśmy kanapki no i przyszła pora się pożegnać.
- Mam nadzieję, że jeszcze przyjedziecie.- powiedziała mama Lou
- Oczywiście. Do pani zawsze.- uśmiechnęłam się
Pożegnaliśmy się w trybie przyspieszonym, ponieważ czekała nas długa droga. Zapakowaliśmy walizki do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Londynu.
*
Byłam pewna, że przyjedziemy pierwsi, ale nie. Haylee i Niall nas wyprzedzili. WTF? Oni z Mullingar przylecieli szybciej?
- Wy odrzutowcem lecieliście?- zapytałam
- Nie. Po prostu pewnie wylecieliśmy wcześniej niż wy, geniuszu.- Hay spojrzała na mnie jak na idiotkę
Czasami zachowuję się jakbym była głupsza niż jestem. No nic. Przytuliłam ich oboje na powitanie, chociaż widzieliśmy się tak jakby wczoraj.
Kiedy zjawili się wszyscy, poszłyśmy z dziewczynami wybierać sukienki na wieczór. W końcu Sylwester, prawda? I wreszcie mamy okazję należycie świętować urodziny Louisa.
Dla siebie wybrałam taki zestaw, Hay dla siebie ten , Pezz taki , Dan taki i Tatiana taki . Szybko umyłyśmy się, zrobiłyśmy włosy, makijaż i wskoczyłyśmy w sukienki. Udało nam się skończyć przed 20:00.
Imprezowanie w stylu londyńskim czas zacząć.
Nie wiem czy długi czy nie, ale mam nadzieję, że się podoba :) Na szczęście z moim humorem jest lepiej, ale to chyba zasługa zbliżającego się weekendu :)
wtorek, 10 marca 2015
Rozdział 31
Następnego dnia, wstałam dosyć wcześnie. Dzisiaj jest Wigilia, ale również urodziny Louisa.
Może, nie przygotowywałam się jakoś szczególnie, ale wymyśliłam dość prosty plan. Na szczęście on jeszcze spał. Spokojnie się przebrałam uczesałam i poszłam do kuchni.
- Dzień Dobry.- przywitałam się z mamą Louisa, która akurat robiła śniadanie
- Dzień Dobry, kochanie.- uśmiechnęła się - Masz jakiś pomysł w związku z urodzinami Lou?
- Mam, ale potrzebuję pani pomocy.- odpowiedziałam
- Oczywiście.
- Może, nie jest to zbyt wymyślne, ale powinno mu się spodobać. Znam przepis na ciasto marchewkowe. Myślę, że umiałabym je zrobić, chociaż nie byłoby tak dobre jak mojej babci.- powiedziałam
- Też o tym myślałam. W takim razie bierzemy się do roboty.
Kiedyś często piekłam takie ciasta z moją mamą. Cała nasza rodzina je uwielbiała. Raz z Danny'm sami zrobiliśmy ciasto marchewkowe dla mojej mamy. Niestety, trzeba było je wyrzucić.
Tym razem nie pomyliłam przepisu. Wszystko było tak jak trzeba.
Po około godzinie ciasto było gotowe. Zrobiłam jeszcze kawę i z takim zestawem poszłam na górę do Louisa.
A ten oczywiście rozwalony śpi. A podobno to ja jestem leniem. Weszłam do środka. Tacę postawiłam na stoliku i przystąpiłam do najtrudniejszej części. Obudzenia tego idioty.
- Lou...- zero reakcji
- Wstawaj, leniu patentowany.- znowu nic
Nagle, wpadłam na szatański pomysł. Usiadłam obok na łóżku i zaczęłam bawić się jego włosami. Zauważyłam, że się uśmiechną. Heh, zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni...
Pocałowałam go w policzek, powtarzając to kilka razy. Jeżeli to nie działa no to niestety przejdę do mniej przyjemnych rzeczy.
Po chwili przestałam z tymi pieszczotami.
- Dlaczego przerwałaś?- usłyszałam zaspany głos chłopaka.
No, czyli jednak działa.
- Bo tak.
Wstałam i podałam mu tacę z ciastem marchewkowym, na którym umieściłam jedną zapaloną świeczkę i kawą.
- Wszystkiego Najlepszego !
- Jej. Dzięki skarbie.- przytulił mnie
- Ciasto robiłam sama z niewielką pomocą twojej mamy.- wyszczerzyłam się
Podzieliliśmy się wypiekiem mojej roboty.
- Dobra. Ja idę, a ty się ogarnij.- powiedziałam
No i wyszłam. Pomyślałam, że mogę pomóc w przygotowaniach do kolacji wigilijnej.
- Może pomóc?- zapytałam
- Nie trzeba. Razem z Lottie sobie radzimy.
- Hej.- obok nas pojawił się Louis
Każdą pocałował w policzek. Urocze
- Co robimy dzisiaj. Jest dopiero 11:23, a mamy czas mniej więcej do 18:00?- zapytałam
- Jak chcesz możemy pójść na mały spacer po parku. Sklepy i inne takie są zamknięte, ale pospacerować można zawsze.- odpowiedział
-Z miłą chęcią. Tylko pójdę się przebrać
Poszłam na górę, do pokoju. Wyjęłam z walizki ubrania i włożyłam na siebie. Przebrana zeszłam na dół. Założyłam kurtkę i wyszliśmy.
Chodziliśmy po mieście kilka godzin. Muszę przyznać, że Doncaster to ładne miasto. Przeszliśmy prawie wszystkimi ulicami. Było dosyć chłodno, więc na koniec zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji benzynowej, gdzie mogliśmy zamówić kawę. Fajna opcja.
Jednak, musieliśmy zakończyć naszą wycieczkę, ponieważ musiałam się jakoś wyszykować na kolację wigilijną. Od razu, gdy weszliśmy do domu poszłam "zrobić się na bóstwo". Wzięłam prysznic, wysuszyłam, rozczesałam i podkręciłam włosy. Ubrałam się i zrobiłam makijaż. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam znośnie. No, więc czas się pokazać.
- Jestem.- powiedziałam
- Piękna jak zawsze.- Louis mnie pocałował
- Jasne..- mruknęłam cicho sama do siebie
Jednak nie przyszłam tu gadać o moim wyglądzie. Rozejrzałam się po salonie. Wszystko pięknie wystrojone. Choinka była cudna. Przypomniały mi się rodzinne święta.
Byli obecni wszyscy. Muszę przyznać, że Louis ma dużą rodzinę. Mimo tego, wszyscy mocno się kochają.
Nadal nie jestem pewna, czy się wpasuję. Zaczęła się "impreza".
Wiem, rozdział miał być wczoraj, ale jest dzisiaj. To tylko wina tego, że najzwyczajniej w świecie nie miałam siły. Mam nadzieję, że wybaczycie :)
Może, nie przygotowywałam się jakoś szczególnie, ale wymyśliłam dość prosty plan. Na szczęście on jeszcze spał. Spokojnie się przebrałam uczesałam i poszłam do kuchni.
- Dzień Dobry.- przywitałam się z mamą Louisa, która akurat robiła śniadanie
- Dzień Dobry, kochanie.- uśmiechnęła się - Masz jakiś pomysł w związku z urodzinami Lou?
- Mam, ale potrzebuję pani pomocy.- odpowiedziałam
- Oczywiście.
- Może, nie jest to zbyt wymyślne, ale powinno mu się spodobać. Znam przepis na ciasto marchewkowe. Myślę, że umiałabym je zrobić, chociaż nie byłoby tak dobre jak mojej babci.- powiedziałam
- Też o tym myślałam. W takim razie bierzemy się do roboty.
Kiedyś często piekłam takie ciasta z moją mamą. Cała nasza rodzina je uwielbiała. Raz z Danny'm sami zrobiliśmy ciasto marchewkowe dla mojej mamy. Niestety, trzeba było je wyrzucić.
Tym razem nie pomyliłam przepisu. Wszystko było tak jak trzeba.
Po około godzinie ciasto było gotowe. Zrobiłam jeszcze kawę i z takim zestawem poszłam na górę do Louisa.
A ten oczywiście rozwalony śpi. A podobno to ja jestem leniem. Weszłam do środka. Tacę postawiłam na stoliku i przystąpiłam do najtrudniejszej części. Obudzenia tego idioty.
- Lou...- zero reakcji
- Wstawaj, leniu patentowany.- znowu nic
Nagle, wpadłam na szatański pomysł. Usiadłam obok na łóżku i zaczęłam bawić się jego włosami. Zauważyłam, że się uśmiechną. Heh, zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni...
Pocałowałam go w policzek, powtarzając to kilka razy. Jeżeli to nie działa no to niestety przejdę do mniej przyjemnych rzeczy.
Po chwili przestałam z tymi pieszczotami.
- Dlaczego przerwałaś?- usłyszałam zaspany głos chłopaka.
No, czyli jednak działa.
- Bo tak.
Wstałam i podałam mu tacę z ciastem marchewkowym, na którym umieściłam jedną zapaloną świeczkę i kawą.
- Wszystkiego Najlepszego !
- Jej. Dzięki skarbie.- przytulił mnie
- Ciasto robiłam sama z niewielką pomocą twojej mamy.- wyszczerzyłam się
Podzieliliśmy się wypiekiem mojej roboty.
- Dobra. Ja idę, a ty się ogarnij.- powiedziałam
No i wyszłam. Pomyślałam, że mogę pomóc w przygotowaniach do kolacji wigilijnej.
- Może pomóc?- zapytałam
- Nie trzeba. Razem z Lottie sobie radzimy.
- Hej.- obok nas pojawił się Louis
Każdą pocałował w policzek. Urocze
- Co robimy dzisiaj. Jest dopiero 11:23, a mamy czas mniej więcej do 18:00?- zapytałam
- Jak chcesz możemy pójść na mały spacer po parku. Sklepy i inne takie są zamknięte, ale pospacerować można zawsze.- odpowiedział
-Z miłą chęcią. Tylko pójdę się przebrać
Poszłam na górę, do pokoju. Wyjęłam z walizki ubrania i włożyłam na siebie. Przebrana zeszłam na dół. Założyłam kurtkę i wyszliśmy.
Chodziliśmy po mieście kilka godzin. Muszę przyznać, że Doncaster to ładne miasto. Przeszliśmy prawie wszystkimi ulicami. Było dosyć chłodno, więc na koniec zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji benzynowej, gdzie mogliśmy zamówić kawę. Fajna opcja.
Jednak, musieliśmy zakończyć naszą wycieczkę, ponieważ musiałam się jakoś wyszykować na kolację wigilijną. Od razu, gdy weszliśmy do domu poszłam "zrobić się na bóstwo". Wzięłam prysznic, wysuszyłam, rozczesałam i podkręciłam włosy. Ubrałam się i zrobiłam makijaż. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam znośnie. No, więc czas się pokazać.
- Jestem.- powiedziałam
- Piękna jak zawsze.- Louis mnie pocałował
- Jasne..- mruknęłam cicho sama do siebie
Jednak nie przyszłam tu gadać o moim wyglądzie. Rozejrzałam się po salonie. Wszystko pięknie wystrojone. Choinka była cudna. Przypomniały mi się rodzinne święta.
Byli obecni wszyscy. Muszę przyznać, że Louis ma dużą rodzinę. Mimo tego, wszyscy mocno się kochają.
Nadal nie jestem pewna, czy się wpasuję. Zaczęła się "impreza".
Wiem, rozdział miał być wczoraj, ale jest dzisiaj. To tylko wina tego, że najzwyczajniej w świecie nie miałam siły. Mam nadzieję, że wybaczycie :)
sobota, 7 marca 2015
Rozdział 30
Rozdział dedykowany mojej wiernej fance Natiś :* Dziękuję, że jesteś i komentujesz <3
Kolejny dzień, sobota. Za oknem lał deszcz. Normalka. Ludzi żyjących na rejonach gdzie jest ciepło i rzadko pada deszcz londyńska pogoda wpędziłaby w depresję.
Za niecały miesiąc są święta, a ja nie do końca wiem jak je spędzę. Wzięłam telefon z szafki nocnej i spojrzałam na ekran 9:30. Wstałam i poszłam się ogarnąć. Związałam włosy w koka, ubrałam się i zeszłam na dół. Wzrokiem sprawdzałam kto jest w pobliżu. 4/5 One Direction, Haylee i Danielle. Hmm.
- Siema.- powiedziałam
- Hej.- przywitali mnie
Udałam się do kuchni i usiadłam na kolanach Louisa, który siedział na krześle.
- Macie jakieś plany na święta?- zapytałam
- Taaa. Jedziesz ze mną do Doncaster.- odpowiedział Louis
Zaraz co..?
- A może ja nie chcę.- mruknęłam
- Ja też nie chciałem jechać do twojej mamy. Postawiłaś mnie przed faktem dokonanym.
- Później ci się spodobało.
- Widzisz. Moja rodzina nie jest taka straszna.
Cóż... mam pewne wątpliwości, ale nie mam wyjścia prawda? Tak czy siak w końcu wyląduję w samochodzie do rodzinnego miasta Lou.
- Dobra, niech ci będzie. Z resztą i tak nie miałabym nic lepszego.- westchnęłam
- A mama?- wtrąciła się Haylee
- Poznała w pracy jakiegoś faceta i teraz każdą chwilę spędza z nim.- wzdrygnęłam się na samą myśl
- No, czyli wszyscy mamy podobne plany.- blondynka upiła łyk kawy
- A gdzie właściwie jest Harry?- zapytałam
- U Tatiany, chce ją namówić, żeby z nim pojechała do niego do domu.- odpowiedziała Hay
Fajnie, że są razem. Z tego co mi opowiadała Tatiana, mama Hazzy bardzo ją lubiła.
Kolejny dzień, sobota. Za oknem lał deszcz. Normalka. Ludzi żyjących na rejonach gdzie jest ciepło i rzadko pada deszcz londyńska pogoda wpędziłaby w depresję.
Za niecały miesiąc są święta, a ja nie do końca wiem jak je spędzę. Wzięłam telefon z szafki nocnej i spojrzałam na ekran 9:30. Wstałam i poszłam się ogarnąć. Związałam włosy w koka, ubrałam się i zeszłam na dół. Wzrokiem sprawdzałam kto jest w pobliżu. 4/5 One Direction, Haylee i Danielle. Hmm.
- Siema.- powiedziałam
- Hej.- przywitali mnie
Udałam się do kuchni i usiadłam na kolanach Louisa, który siedział na krześle.
- Macie jakieś plany na święta?- zapytałam
- Taaa. Jedziesz ze mną do Doncaster.- odpowiedział Louis
Zaraz co..?
- A może ja nie chcę.- mruknęłam
- Ja też nie chciałem jechać do twojej mamy. Postawiłaś mnie przed faktem dokonanym.
- Później ci się spodobało.
- Widzisz. Moja rodzina nie jest taka straszna.
Cóż... mam pewne wątpliwości, ale nie mam wyjścia prawda? Tak czy siak w końcu wyląduję w samochodzie do rodzinnego miasta Lou.
- Dobra, niech ci będzie. Z resztą i tak nie miałabym nic lepszego.- westchnęłam
- A mama?- wtrąciła się Haylee
- Poznała w pracy jakiegoś faceta i teraz każdą chwilę spędza z nim.- wzdrygnęłam się na samą myśl
- No, czyli wszyscy mamy podobne plany.- blondynka upiła łyk kawy
- A gdzie właściwie jest Harry?- zapytałam
- U Tatiany, chce ją namówić, żeby z nim pojechała do niego do domu.- odpowiedziała Hay
Fajnie, że są razem. Z tego co mi opowiadała Tatiana, mama Hazzy bardzo ją lubiła.
*23 grudnia*
Jest tak pusto...Wszyscy już wyjechali. Jestem tylko ja, Louis i Harry. Pakuję swoje rzeczy do walizki. Może nie jedziemy na jakoś długo, bo 31 wracamy do Londynu na imprezę sylwestrową.
- Spakowałaś wszystko?!-usłyszałam głos Louisa z jego pokoju
- Prawie!- odpowiedziałam
Zapięłam walizkę i wyszłam na korytarz.
- Gotowa?- zapytał
- Jasne.
Zeszliśmy na dół. Harry gadał przez telefon, pewnie z Tatianą.
- No to jedziemy.- powiedziałam
- Trzymajcie się tam, i bądźcie grzeczni.- Harry mnie przytulił.- Wesołych Świąt
- Wesołych Świąt.- udawałam, że nie słyszałam drugiej części pierwszego zdania.
Zabraliśmy wszystkie nasze rzeczy. Znowu ponad tydzień spędzę tylko z Louisem. No i jego rodziną.
Czeka nas dosyć długa droga. Około trzech godzin.
Mimo, że w kilku miejscach były roboty drogowe, udało nam się bezpiecznie dojechać.
- Denerwujesz się?- zapytał Louis
- Nie.- odpowiedziałam zdecydowanie
Chłopak zaparkował na podjeździe przed dość ładnym domkiem.
W drzwiach stała jak zakładam jego mama i siostra.
No i w tym momencie ujawniła się jego natura. Poleciał do mamy, a ja musiałam wyjąć walizki. No dzieciak po prostu.
- Dzięki ci, wiesz.- powiedziałam do niego cicho
- Mamo, Lottie moja dziewczyna Jade.- przedstawił mnie
- Ach, miło mi cię poznać. Louis bardzo dużo mi o tobie opowiadał, ale nie mówił, że jesteś aż taka ładna.- powiedziała jego mama
- Cześć. Wybacz mamie, ale ona tak ma.- Lottie posłała mi uśmiech
Weszliśmy do środka. Muszę przyznać, że całkiem ładnie tu mają.
- Louis!- dwie małe dziewczynki wręcz rzuciły się na niego
A ja myślałam, że z dwiema młodszymi siostrami mam koszmar...
- Trzy są. A gdzie jest czwarta?- zapytał
- Fizzy! Gdzie jesteś?- krzyknęła Lottie
- Hmm no nie wiem, w salonie?- usłyszeliśmy
Śmiać mi się chciało jak tego słuchałam. Z siostrami Lou będzie podobnie jak z chłopakami, czyli jednak nie zwariuję...
Nudno było, więc musiałam przyśpieszyć :3 Piszcie w komentarzach swoje opinie :)
piątek, 6 marca 2015
Rozdział 29
Następnego dnia, jak zwykle musiałam wstać o 6:00. Umyłam twarz, zęby. Uczesałam włosy i związałam w koka. Założyłam mundurek i zrobiłam make-up. Na dole zastałam tylko Haylee
- Wszyscy jeszcze śpią?- zapytałam
- Taa. Jest zimno jak cholera, a musimy iść na piechotę.- odpowiedziała
I w tym momencie wpadł mi do głowy pewien szatański pomysł.
- Wcale nie...- uśmiechnęłam się złowieszczo
- Masz jakiś pomysł?- również się uśmiechnęła
Kiwnęłam głową na tak. Wbiegłam po schodach na górę i do pokoju Louisa. Jak zwykle spał rozwalony na 3/4 łóżka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zgarnęłam z komody kluczyki od jego auta i zeszłam na dół.
Potrząsnęłam kluczykami przed oczami blondynki
- Jesteś niemożliwa.- zaśmiała się
- Ale chociaż nie zmarzniemy. Chodź.- pociągnęłam ją za rękę do drzwi.
Odpaliłam samochód i ruszyłyśmy. Pod szkołą byłyśmy dwie minuty później.
Zostawiłyśmy kurtki w szatni i poszłyśmy na fizykę. Dyrektor, zanim zaczął lekcję pogratulował nam wygranej w mistrzostwach. A potem zrobił nam kartkówkę. Co za.... podły osobnik!
Po lekcji poszłam do szafki po książki.
- Ej, Anderson.- usłyszałam głos Phoebe, ale nie zareagowałam
- Jade- powtórzyła
- Czego chcesz?- odwróciłam się w jej stronę
- Kim był ten chłopak, który przyjechał po ciebie wczoraj po zawodach ?- zapytała
- To był mój chłopak, Phoebe.- odpowiedziałam
- Chcesz powiedzieć, że chodzisz z Louisem Tomlinsonem z One Direction?- co to kurwa przesłuchanie...
- Zazdrosna jesteś?
- O ciebie? Nigdy! Po prostu uważam, że stać go na lepszą.
Normalnie zaraz jej przyjebię. Ona coraz bardziej działa mi na nerwy
Postanowiłam nie marnować na nią czasu i poszłam na lekcje. Większość lekcji wyglądała tak samo. Na wf'ie graliśmy w nożną. Mój ulubiony sport. W sumie, ja lubię każdy.
- Chodźmy do Starbucks.- powiedziałam do Haylee
- Nie chcę dzisiaj.- jęknęła
- Dobra, to wracaj do domu, a ja będę za 30 minut.- odpowiedziałam rzucając jej kluczyki do samochodu
Skierowałam swoje kroki w stronę centrum miasta. W CH zamówiłam średnią latte i wyszłam. Idąc, nie zwracałam większej uwagi na to gdzie idę. Myślałam o tym co mi powiedziała Phoebe. Nie przejmuję się tym.
Nagle, poczułam, że uderzyłam w kogoś. Zamknęłam oczy, ale po chwili je otworzyłam. Wysoki chłopak leżał podemną. Nic nie mówił, uśmiechał się, a ja skanowałam jego twarz. Po chwili otrząsnęłam się i wstałam.
- Przepraszam. Zagapiłam się.- powiedziałam zawstydzona
- Nie szkodzi. To moja wina. - odpowiedział
Spojrzałam na swoją koszulę. Była cała w kawie. Przeklęłam pod nosem
- Jestem Jade.- przedstawiłam się
- Jax.- znowu ten uśmiech...- Skoro już znam twoje imię, może odkupię ci kawę?
- Nie trzeba. Dzięki
- No dobrze. Do zobaczenia kiedyś tam.- pożegnał się
Ruszyłam do domu. Musiałam się szybko ulotnić, bo mogłoby dość do czegoś, czego żałowałabym całe swoje życie.
- Jestem.- powiesiłam kurtkę na wieszaku
- Wreszcie je...-Hay zaczęła, ale nie dokończyła bo wybuchła śmiechem
No tak... Paradowałam po całym mieście z brązową plamą na koszuli. Pewnie ludzie mieli ze mnie niezły ubaw
- Co ci się stało?- zapytała
- Nic. Wpadłam na jakiegoś gościa i rozlałam kawę.- odpowiedziałam
- Wy...- w salonie pojawił się Louis
- Co my?
- Zabrałyście mi kluczyki od samochodu.- powiedział
- Bo wam się nie chciało ruszyć dup i nas podwieźć, a było zimno. Nie martw się. Nic ci z nim nie zrobiłam.- uśmiechnęłam się słodko
- Dobra, wybaczam.- pocałował mnie w policzek
Podoba wam się? Nie dodałam rozdziału Unconditionally, ponieważ nie było ani jednego komentarza :) Jeżeli się pojawi to zacznę pisać :3 http://unconditionally-liampayneff.blogspot.com/
- Wszyscy jeszcze śpią?- zapytałam
- Taa. Jest zimno jak cholera, a musimy iść na piechotę.- odpowiedziała
I w tym momencie wpadł mi do głowy pewien szatański pomysł.
- Wcale nie...- uśmiechnęłam się złowieszczo
- Masz jakiś pomysł?- również się uśmiechnęła
Kiwnęłam głową na tak. Wbiegłam po schodach na górę i do pokoju Louisa. Jak zwykle spał rozwalony na 3/4 łóżka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zgarnęłam z komody kluczyki od jego auta i zeszłam na dół.
Potrząsnęłam kluczykami przed oczami blondynki
- Jesteś niemożliwa.- zaśmiała się
- Ale chociaż nie zmarzniemy. Chodź.- pociągnęłam ją za rękę do drzwi.
Odpaliłam samochód i ruszyłyśmy. Pod szkołą byłyśmy dwie minuty później.
Zostawiłyśmy kurtki w szatni i poszłyśmy na fizykę. Dyrektor, zanim zaczął lekcję pogratulował nam wygranej w mistrzostwach. A potem zrobił nam kartkówkę. Co za.... podły osobnik!
Po lekcji poszłam do szafki po książki.
- Ej, Anderson.- usłyszałam głos Phoebe, ale nie zareagowałam
- Jade- powtórzyła
- Czego chcesz?- odwróciłam się w jej stronę
- Kim był ten chłopak, który przyjechał po ciebie wczoraj po zawodach ?- zapytała
- To był mój chłopak, Phoebe.- odpowiedziałam
- Chcesz powiedzieć, że chodzisz z Louisem Tomlinsonem z One Direction?- co to kurwa przesłuchanie...
- Zazdrosna jesteś?
- O ciebie? Nigdy! Po prostu uważam, że stać go na lepszą.
Normalnie zaraz jej przyjebię. Ona coraz bardziej działa mi na nerwy
Postanowiłam nie marnować na nią czasu i poszłam na lekcje. Większość lekcji wyglądała tak samo. Na wf'ie graliśmy w nożną. Mój ulubiony sport. W sumie, ja lubię każdy.
- Chodźmy do Starbucks.- powiedziałam do Haylee
- Nie chcę dzisiaj.- jęknęła
- Dobra, to wracaj do domu, a ja będę za 30 minut.- odpowiedziałam rzucając jej kluczyki do samochodu
Skierowałam swoje kroki w stronę centrum miasta. W CH zamówiłam średnią latte i wyszłam. Idąc, nie zwracałam większej uwagi na to gdzie idę. Myślałam o tym co mi powiedziała Phoebe. Nie przejmuję się tym.
Nagle, poczułam, że uderzyłam w kogoś. Zamknęłam oczy, ale po chwili je otworzyłam. Wysoki chłopak leżał podemną. Nic nie mówił, uśmiechał się, a ja skanowałam jego twarz. Po chwili otrząsnęłam się i wstałam.
- Przepraszam. Zagapiłam się.- powiedziałam zawstydzona
- Nie szkodzi. To moja wina. - odpowiedział
Spojrzałam na swoją koszulę. Była cała w kawie. Przeklęłam pod nosem
- Jestem Jade.- przedstawiłam się
- Jax.- znowu ten uśmiech...- Skoro już znam twoje imię, może odkupię ci kawę?
- Nie trzeba. Dzięki
- No dobrze. Do zobaczenia kiedyś tam.- pożegnał się
Ruszyłam do domu. Musiałam się szybko ulotnić, bo mogłoby dość do czegoś, czego żałowałabym całe swoje życie.
- Jestem.- powiesiłam kurtkę na wieszaku
- Wreszcie je...-Hay zaczęła, ale nie dokończyła bo wybuchła śmiechem
No tak... Paradowałam po całym mieście z brązową plamą na koszuli. Pewnie ludzie mieli ze mnie niezły ubaw
- Co ci się stało?- zapytała
- Nic. Wpadłam na jakiegoś gościa i rozlałam kawę.- odpowiedziałam
- Wy...- w salonie pojawił się Louis
- Co my?
- Zabrałyście mi kluczyki od samochodu.- powiedział
- Bo wam się nie chciało ruszyć dup i nas podwieźć, a było zimno. Nie martw się. Nic ci z nim nie zrobiłam.- uśmiechnęłam się słodko
- Dobra, wybaczam.- pocałował mnie w policzek
Podoba wam się? Nie dodałam rozdziału Unconditionally, ponieważ nie było ani jednego komentarza :) Jeżeli się pojawi to zacznę pisać :3 http://unconditionally-liampayneff.blogspot.com/
środa, 4 marca 2015
Rozdział 28
Minął kolejny miesiąc. Mamy początek listopada, więc pogoda jest zwykle taka, że ciągle pada deszcz, albo jest bardzo zimno. Ech, to jest Londyn. Tutaj to normalne.
Tydzień temu moi rodzice mieli ostatnią rozprawę rozwodową. Trochę to przykre, że po siedemnastu latach zakończyli swoje małżeństwo. Lauren to zbytnio nie interesowało, bo i tak nie miała dobrych kontaktów z ojcem, ale Cassie dosyć to przeżywa. Jest związana z obojgiem rodziców bardziej niż my.
Szkoła jak to szkoła. Jutro mam zawody w piłce siatkowej. Na nieszczęście będziemy grać w składzie ja, Phoebe, Mia, Emma, Tatiana i Alyson. Grają same najlepsze, ale boję się, że Phoebe zacznie mieć "problemy" i przez to przegramy. Trener na nas liczy a ja nie pozwolę żeby się zawiódł przez jedną głupią lalę.
Będziemy rywalizować z czterema innymi szkołami.
Teraz idę już spać, bo jutro ciężki dzień.
Rano budzik obudził mnie o 6:00. Poszłam do łazienki i zrobiłam ze sobą porządek. Przebrałam się , włosy związałam w koka i umalowałam się.
Zawody są zamiast lekcji, tak więc jest w sumie fajnie.
- Hej.- przywitałam się z osobami, które były na dole
W plecaku miałam spakowany strój, buty, butelkę wody. Teraz dołożyłam sobie jabłko.
- Nie zjesz śniadania?- zapytał Niall
- Śniadanie? Tak.- odpowiedziałam
Nałożyłam sobie kilka naleśników polanych czekoladą. Przyda mi się odrobina energii
- Przyjadę po ciebie.- powiedział Louis
- Dzięki. Pa.- pocałowałam go w policzek
Założyłam kurtkę i wyszłam. Po chwili dołączyła do mnie Haylee, która musiała być ubrana w mundurek, gdyż szła na lekcje.
- Mam nadzieję, że wygrasz jakiś puchar dla szkoły.- uśmiechnęła się
- Jeżeli Phoebe czegoś nie schrzani to pewnie wygramy.
- Myślę, że nie. Jej też zależy.
Blondynka poszła na lekcje, a ja do szatni od w-f. Przebierały się tam inne dziewczyny, również te z innych szkół. Koszulki w gruncie rzeczy były takie same. Różniły się tylko kolorem. Nasza szkoła miała czerwone
Szybko się przebrałam i wyszłam.
- Denerwujesz się? Podobno gramy z najlepszymi.- zapytała mnie Tatiana
- Damy radę.- odpowiedziałam
Odetchnęłam głęboko i weszłyśmy na halę. Ustawiłyśmy się i zaczął się mecz.
Szło nam świetnie, ale przeciwniczki też były dobre. Po czterech setach był wynik 2:2. Piąty set miał rozstrzygnąć pierwszy mecz. Było 14:13. Jeden punkt do wygranej i akurat teraz Phoebe musiała strzelić "focha". Źle odbiła piłkę, tak, że ja musiałam ją szybko przebić bo inaczej przeciwniczki miałyby punkt.
- Prawie spierdoliłaś.- powiedziałam do niej
- Weź się zamknij.- prychnęła
Na następny mecz za Phoebe weszła Hannah. Z nią grało mi się o wiele lepiej.
Każda drużyna rozegrała trzy mecze. Jednak nasza szkoła jako jedyna wygrała wszystkie!
Byłam dumna z siebie i dziewczyn, że tak dzielnie walczyłyśmy. Trener chyba też.
Ustawiłyśmy się na trzech stopniach imitujących podium. Nasza drużyna "czerwonych" zajęła I miejsce. Szkoła z którą grałyśmy pierwszy mecz zajęła II a III drużyna "żółta". Każda z nas dostała medal, a my dodatkowo puchar.
Na koniec zrobiłyśmy drużynowego "huga".
Po mistrzostwach przebrałam się i razem z Tatianą wyszłyśmy ze szkoły.
Na dziedzińcu czekali na nas chłopcy, a właściwie dwóch z nich. Spojrzałyśmy na siebie
- No idź.- powiedziałam do niej
Skocznym krokiem podeszłam do Louisa
- I jak?- zapytał
Wyciągnęłam spod kurtki złoty medal.
- Mamy pierwsze miejsce.- odpowiedziałam na co chłopak mocno mnie przytulił
Po chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami a świat zaczyna się kręcić. Boże...
- Masz się z czego cieszyć. Twoja dziewczyna jest mistrzynią siatkówki w Londynie.- zaśmiałam się
Spojrzałam w stronę Tatiany i Harry'ego. Całowali się. Och, jak słodko.
Louis też spojrzał na nich.
- Pff. Patrz teraz.- napisał coś w telefonie
Harry spojrzał w naszą stronę i pokazał Louisowi środkowy palec. Domyślam się, co mu napisał.
- Jesteś podły.- skomentowałam
On tylko pokręcił głową. Robiło się zimno, więc postanowiliśmy wrócić do domu.
- To było podłe, nawet jak na ciebie Tomlinson.- powiedział Harry
Rzuciłam Louisowi spojrzenie typu " A nie mówiłam?"
Od tej pory, rozmawialiśmy tylko o naszych zawodach i tak całą drogę powrotną.
Odrobinkę dłuższy :) Dziękuję za ponad 5 tys wyświetleń.
Proszę, komentujcie. Dla mnie to motywacja
Tydzień temu moi rodzice mieli ostatnią rozprawę rozwodową. Trochę to przykre, że po siedemnastu latach zakończyli swoje małżeństwo. Lauren to zbytnio nie interesowało, bo i tak nie miała dobrych kontaktów z ojcem, ale Cassie dosyć to przeżywa. Jest związana z obojgiem rodziców bardziej niż my.
Szkoła jak to szkoła. Jutro mam zawody w piłce siatkowej. Na nieszczęście będziemy grać w składzie ja, Phoebe, Mia, Emma, Tatiana i Alyson. Grają same najlepsze, ale boję się, że Phoebe zacznie mieć "problemy" i przez to przegramy. Trener na nas liczy a ja nie pozwolę żeby się zawiódł przez jedną głupią lalę.
Będziemy rywalizować z czterema innymi szkołami.
Teraz idę już spać, bo jutro ciężki dzień.
*
Zawody są zamiast lekcji, tak więc jest w sumie fajnie.
- Hej.- przywitałam się z osobami, które były na dole
W plecaku miałam spakowany strój, buty, butelkę wody. Teraz dołożyłam sobie jabłko.
- Nie zjesz śniadania?- zapytał Niall
- Śniadanie? Tak.- odpowiedziałam
Nałożyłam sobie kilka naleśników polanych czekoladą. Przyda mi się odrobina energii
- Przyjadę po ciebie.- powiedział Louis
- Dzięki. Pa.- pocałowałam go w policzek
Założyłam kurtkę i wyszłam. Po chwili dołączyła do mnie Haylee, która musiała być ubrana w mundurek, gdyż szła na lekcje.
- Mam nadzieję, że wygrasz jakiś puchar dla szkoły.- uśmiechnęła się
- Jeżeli Phoebe czegoś nie schrzani to pewnie wygramy.
- Myślę, że nie. Jej też zależy.
Blondynka poszła na lekcje, a ja do szatni od w-f. Przebierały się tam inne dziewczyny, również te z innych szkół. Koszulki w gruncie rzeczy były takie same. Różniły się tylko kolorem. Nasza szkoła miała czerwone
Szybko się przebrałam i wyszłam.
- Denerwujesz się? Podobno gramy z najlepszymi.- zapytała mnie Tatiana
- Damy radę.- odpowiedziałam
Odetchnęłam głęboko i weszłyśmy na halę. Ustawiłyśmy się i zaczął się mecz.
Szło nam świetnie, ale przeciwniczki też były dobre. Po czterech setach był wynik 2:2. Piąty set miał rozstrzygnąć pierwszy mecz. Było 14:13. Jeden punkt do wygranej i akurat teraz Phoebe musiała strzelić "focha". Źle odbiła piłkę, tak, że ja musiałam ją szybko przebić bo inaczej przeciwniczki miałyby punkt.
- Prawie spierdoliłaś.- powiedziałam do niej
- Weź się zamknij.- prychnęła
Na następny mecz za Phoebe weszła Hannah. Z nią grało mi się o wiele lepiej.
Każda drużyna rozegrała trzy mecze. Jednak nasza szkoła jako jedyna wygrała wszystkie!
Byłam dumna z siebie i dziewczyn, że tak dzielnie walczyłyśmy. Trener chyba też.
Ustawiłyśmy się na trzech stopniach imitujących podium. Nasza drużyna "czerwonych" zajęła I miejsce. Szkoła z którą grałyśmy pierwszy mecz zajęła II a III drużyna "żółta". Każda z nas dostała medal, a my dodatkowo puchar.
Na koniec zrobiłyśmy drużynowego "huga".
Po mistrzostwach przebrałam się i razem z Tatianą wyszłyśmy ze szkoły.
Na dziedzińcu czekali na nas chłopcy, a właściwie dwóch z nich. Spojrzałyśmy na siebie
- No idź.- powiedziałam do niej
Skocznym krokiem podeszłam do Louisa
- I jak?- zapytał
Wyciągnęłam spod kurtki złoty medal.
- Mamy pierwsze miejsce.- odpowiedziałam na co chłopak mocno mnie przytulił
Po chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami a świat zaczyna się kręcić. Boże...
- Masz się z czego cieszyć. Twoja dziewczyna jest mistrzynią siatkówki w Londynie.- zaśmiałam się
Spojrzałam w stronę Tatiany i Harry'ego. Całowali się. Och, jak słodko.
Louis też spojrzał na nich.
- Pff. Patrz teraz.- napisał coś w telefonie
Harry spojrzał w naszą stronę i pokazał Louisowi środkowy palec. Domyślam się, co mu napisał.
- Jesteś podły.- skomentowałam
On tylko pokręcił głową. Robiło się zimno, więc postanowiliśmy wrócić do domu.
- To było podłe, nawet jak na ciebie Tomlinson.- powiedział Harry
Rzuciłam Louisowi spojrzenie typu " A nie mówiłam?"
Od tej pory, rozmawialiśmy tylko o naszych zawodach i tak całą drogę powrotną.
Odrobinkę dłuższy :) Dziękuję za ponad 5 tys wyświetleń.
Proszę, komentujcie. Dla mnie to motywacja
poniedziałek, 2 marca 2015
Rozdział 27
Dzisiaj po południu wracamy do Londynu. Jednak muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Nie mogłabym opuścić Mullingar bez wizyty u Daniela. Tylko tym razem zabiorę Louisa.
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się szykować. Wyjęłam z szafy ubrania i włożyłam na siebie. Lekki make-up i mogę iść. Włożyłam do torebki telefon i inne potrzebne mi rzeczy.
Cmentarz nie jest bardzo daleko, a pogoda nie jest taka najgorsza. Jest chłodno, ale nie pada, więc możemy się przejść.
Zbiegłam ze schodów.
- Idziemy?- zapytał Louis
- Jasne.- odpowiedziałam
Lauren znowu siedzi sama w pokoju, a mama w pracy. Wyszliśmy z domu kierując się we wcześniej obranym kierunku.
- Opowiedz mi coś o nim.
- Cóż. Może nie byliśmy parą zbyt długo, ale przyjaźniliśmy się praktycznie całe życie. Był miły. Zawsze się o mnie troszczył. Stawiał mnie na pierwszym miejscu. Opiekował się mną i był ze mną gdy go potrzebowałam. Z nim spędziłam najlepsze chwile dzieciństwa. Był dla mnie tym, czym nie potrafili być rodzice. Wspierał mnie. Potem nasze role się odwróciły. Spędzałam z nim cały czas. Byłam przy nim gdy umierał...- opowiedziałam wszystko co przychodziło mi do głowy
- Nie potrafiłabyś złego słowa o nim powiedzieć.- powiedział Lou
- Raczej nie. - uśmiechnęłam się lekko
Przed bramą cmentarza tradycyjnie zakupiłam niewielki znicz. Poszliśmy pod odpowiedni grób
Louis spojrzał na napisy na nagrobku
- Wow, był bardzo młody.- tylko tyle zdołał powiedzieć
- Nie dożył nawet 15 urodzin. Gdyby żył miałby tyle lat co Harry.- zapaliłam kupiony znicz i pozostałe.
Postaliśmy chwilę w ciszy.
- Powinniśmy już iść. Za półtorej godziny mamy samolot.- usłyszałam głos Louisa
Opuściliśmy cmentarz. Wróciliśmy do domu po bagaże. Mama wciąż była w pracy, więc poszłam pożegnać się z siostrami.
- Lauren?- weszłam do jej pokoju
- Wiem, wyjeżdżasz. Przyjedź jak będziesz mogła. Tylko następnym razem weź cały zespół.- zaśmiała się
- Dobrze. Obiecuję ci.- przytuliłam ją
Następnie poszłam do Cassie.
- Trzymaj się, mała.- ją również przytuliłam
- Ty też, duża.
Po krótkich pożegnaniach ruszyliśmy na lotnisko. Tym razem taksówką, bo inaczej byśmy się nie wyrobili. I tak ledwo zdążyliśmy. W samolocie dopadła mnie Haylee
- Gdzie wy byliście? Prawie samolot wam odleciał.- zapytała
- Byliśmy na cmentarzu. Zdążyliśmy i to jest ważne.- odpowiedziałam
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się szykować. Wyjęłam z szafy ubrania i włożyłam na siebie. Lekki make-up i mogę iść. Włożyłam do torebki telefon i inne potrzebne mi rzeczy.
Cmentarz nie jest bardzo daleko, a pogoda nie jest taka najgorsza. Jest chłodno, ale nie pada, więc możemy się przejść.
Zbiegłam ze schodów.
- Idziemy?- zapytał Louis
- Jasne.- odpowiedziałam
Lauren znowu siedzi sama w pokoju, a mama w pracy. Wyszliśmy z domu kierując się we wcześniej obranym kierunku.
- Opowiedz mi coś o nim.
- Cóż. Może nie byliśmy parą zbyt długo, ale przyjaźniliśmy się praktycznie całe życie. Był miły. Zawsze się o mnie troszczył. Stawiał mnie na pierwszym miejscu. Opiekował się mną i był ze mną gdy go potrzebowałam. Z nim spędziłam najlepsze chwile dzieciństwa. Był dla mnie tym, czym nie potrafili być rodzice. Wspierał mnie. Potem nasze role się odwróciły. Spędzałam z nim cały czas. Byłam przy nim gdy umierał...- opowiedziałam wszystko co przychodziło mi do głowy
- Nie potrafiłabyś złego słowa o nim powiedzieć.- powiedział Lou
- Raczej nie. - uśmiechnęłam się lekko
Przed bramą cmentarza tradycyjnie zakupiłam niewielki znicz. Poszliśmy pod odpowiedni grób
Louis spojrzał na napisy na nagrobku
- Wow, był bardzo młody.- tylko tyle zdołał powiedzieć
- Nie dożył nawet 15 urodzin. Gdyby żył miałby tyle lat co Harry.- zapaliłam kupiony znicz i pozostałe.
Postaliśmy chwilę w ciszy.
- Powinniśmy już iść. Za półtorej godziny mamy samolot.- usłyszałam głos Louisa
Opuściliśmy cmentarz. Wróciliśmy do domu po bagaże. Mama wciąż była w pracy, więc poszłam pożegnać się z siostrami.
- Lauren?- weszłam do jej pokoju
- Wiem, wyjeżdżasz. Przyjedź jak będziesz mogła. Tylko następnym razem weź cały zespół.- zaśmiała się
- Dobrze. Obiecuję ci.- przytuliłam ją
Następnie poszłam do Cassie.
- Trzymaj się, mała.- ją również przytuliłam
- Ty też, duża.
Po krótkich pożegnaniach ruszyliśmy na lotnisko. Tym razem taksówką, bo inaczej byśmy się nie wyrobili. I tak ledwo zdążyliśmy. W samolocie dopadła mnie Haylee
- Gdzie wy byliście? Prawie samolot wam odleciał.- zapytała
- Byliśmy na cmentarzu. Zdążyliśmy i to jest ważne.- odpowiedziałam
*
Nie mogłam się doczekać, gdy zobaczę resztę naszej bandy. Przywiązałam się do nich przez te dwa miesiące.
- WRÓCILIŚMY!!- krzyknęli chłopcy na cały dom
Efekt był taki jak oczekiwali. Wszyscy zbiegli się żeby nas powitać. Rozumiem, nie było nas kilka dni, ale bez przesady.
- Tęskniłem za tobą, wiesz?- powiedział Harry przytulając mnie
- Wiem, ale wystarczy już miażdżenia moich cycków. Pozatym Louis będzie zazdrosny.- odpowiedziałam mu
Chłopak momentalnie mnie puścił. Przestraszył się. I dobrze.
Gdy udało mi się wydostać z tej chorej przytulanki poszłam na górę. Rozpakowałam swoją torbę. Chciałam zadzwonić do Tatiany i zapytać, jak jej minął weekend.
- Halo?- usłyszałam jej głos z rosyjskim akcentem
- Hej. Właśnie wróciłam do domu. Chciałam zapytać jak ci minął weekend.- powiedziałam
- Weekend? A całkiem przyjemnie. Praktycznie cały czas spędzałam z Harry'm.- odpowiedziała
- O! Znowu coś się między wami dzieje?
- Nie wiem...Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Wiesz, muszę kończyć bo zaraz mam obiad.- zakończyła temat i się rozłączyła
Czyli szykuje nam się nowa para. Słodko. Heh, no pozostaje mi tylko życzyć im szczęścia.
Taki nudnawy rozdział. Trochę ciężko mi uwierzyć że to 27 rozdział i mam już prawie 5 tys wyświetleń. Komentarze nadal kuleją, dlatego proszę KAŻDEGO KTO WIDZI TEN POST O SKOMENTOWANIE!! Wiecie, jak takie drobne gesty motywują?
Subskrybuj:
Posty (Atom)