poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 27

Dzisiaj po południu wracamy do Londynu. Jednak muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Nie mogłabym opuścić Mullingar bez wizyty u Daniela. Tylko tym razem zabiorę Louisa.
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się szykować. Wyjęłam z szafy ubrania i włożyłam na siebie. Lekki make-up i mogę iść. Włożyłam do torebki telefon i inne potrzebne mi rzeczy.
Cmentarz nie jest bardzo daleko, a pogoda nie jest taka najgorsza. Jest chłodno, ale nie pada, więc możemy się przejść.
Zbiegłam ze schodów.
- Idziemy?- zapytał Louis
- Jasne.- odpowiedziałam
Lauren znowu siedzi sama w pokoju, a mama w pracy. Wyszliśmy z domu kierując się we wcześniej obranym kierunku.
- Opowiedz mi coś o nim.
- Cóż. Może nie byliśmy parą zbyt długo, ale przyjaźniliśmy się praktycznie całe życie. Był miły. Zawsze się o mnie troszczył. Stawiał mnie na pierwszym miejscu. Opiekował się mną i był ze mną gdy go potrzebowałam. Z nim spędziłam najlepsze chwile dzieciństwa. Był dla mnie tym, czym nie potrafili być rodzice. Wspierał mnie. Potem nasze role się odwróciły. Spędzałam z nim cały czas. Byłam przy nim gdy umierał...- opowiedziałam wszystko co przychodziło mi do głowy
- Nie potrafiłabyś złego słowa o nim powiedzieć.- powiedział Lou
- Raczej nie. - uśmiechnęłam się lekko
Przed bramą cmentarza tradycyjnie zakupiłam niewielki znicz. Poszliśmy pod odpowiedni grób
Louis spojrzał na napisy na nagrobku
- Wow, był bardzo młody.- tylko tyle zdołał powiedzieć
- Nie dożył nawet 15 urodzin. Gdyby żył miałby tyle lat co Harry.- zapaliłam kupiony znicz i pozostałe.
Postaliśmy chwilę w ciszy.
- Powinniśmy już iść. Za półtorej godziny mamy samolot.- usłyszałam głos Louisa
Opuściliśmy cmentarz. Wróciliśmy do domu po bagaże. Mama wciąż była w pracy, więc poszłam pożegnać się z siostrami.
- Lauren?- weszłam do jej pokoju
- Wiem, wyjeżdżasz. Przyjedź jak będziesz mogła. Tylko następnym razem weź cały zespół.- zaśmiała się
- Dobrze. Obiecuję ci.- przytuliłam ją
Następnie poszłam do Cassie.
- Trzymaj się, mała.- ją również przytuliłam
- Ty też, duża.
Po krótkich pożegnaniach ruszyliśmy na lotnisko. Tym razem taksówką, bo inaczej byśmy się nie wyrobili. I tak ledwo zdążyliśmy. W samolocie dopadła mnie Haylee
- Gdzie wy byliście? Prawie samolot wam odleciał.- zapytała
- Byliśmy na cmentarzu. Zdążyliśmy i to jest ważne.- odpowiedziałam

*

Nie mogłam się doczekać, gdy zobaczę resztę naszej bandy. Przywiązałam się do nich przez te dwa miesiące. 
- WRÓCILIŚMY!!- krzyknęli chłopcy na cały dom 
Efekt był taki jak oczekiwali. Wszyscy zbiegli się żeby nas powitać. Rozumiem, nie było nas kilka dni, ale bez przesady. 
- Tęskniłem za tobą, wiesz?- powiedział Harry przytulając mnie 
- Wiem, ale wystarczy już miażdżenia moich cycków. Pozatym Louis będzie zazdrosny.- odpowiedziałam mu 
Chłopak momentalnie mnie puścił. Przestraszył się. I dobrze. 
Gdy udało mi się wydostać z tej chorej przytulanki poszłam na górę. Rozpakowałam swoją torbę. Chciałam zadzwonić do Tatiany i zapytać, jak jej minął weekend. 
- Halo?- usłyszałam jej głos z rosyjskim akcentem 
- Hej. Właśnie wróciłam do domu. Chciałam zapytać jak ci minął weekend.- powiedziałam
- Weekend? A całkiem przyjemnie. Praktycznie cały czas spędzałam z Harry'm.- odpowiedziała
- O! Znowu coś się między wami dzieje?
- Nie wiem...Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Wiesz, muszę kończyć bo zaraz mam obiad.- zakończyła temat i się rozłączyła 
Czyli szykuje nam się nowa para. Słodko. Heh, no pozostaje mi tylko życzyć im szczęścia. 

 Taki nudnawy rozdział. Trochę ciężko mi uwierzyć że to 27 rozdział i mam już prawie 5 tys wyświetleń. Komentarze nadal kuleją, dlatego proszę KAŻDEGO KTO WIDZI TEN POST O SKOMENTOWANIE!! Wiecie, jak takie drobne gesty motywują? 
 

2 komentarze: